Nie da się importować zdjęć do biblioteki i pisać posta jednocześnie.
Nie mówiąc już o słuchaniu muzyki.
Zgroza.
Anyway...
Dziś mieliśmy jechać rowerami do klasztoru Kamedułów, na mszę, i pochodzić po rezerwacie.
Niestety, dojechaliśmy aż do przeprawy przez Wartę.
Prom nie funkcjonuje, poziom wody jest za wysoki.
I rowerowa wyprawa zakończyła się całe 4km od naszego miejsca zamieszkania.
Ale to nic, wróciliśmy do domu, wypiliśmy kawkę, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na czterech kółkach.
Na mszy byliśmy, rezerwat zobaczyliśmy, plan osiągnięty.
Plus jakieś zimne przekąski po drodze (patrz: lody Grycan) i oczywiście zakupy, jakże by inaczej.
I jeszcze o familię zahaczyliśmy, jedną i drugą i do domu.
I cóż...
Jutro mężczyźni opuszczają dom.
Nie chce mi się za bardzo stąd ruszać, ale trza popracować nad zdjęciami na wystawę.
I nad drukiem.
Nad wszystkim w sumie.
Zatem - Kraków, nadchodzę!
Ale połowę to JA robiłam.
OdpowiedzUsuńCóż za faux pas!
OdpowiedzUsuńA nawet pas faux :-D
Naprawiłem.