2016 rok przywitałem w kinie w Koninie*. Zjedliśmy sushi, napiliśmy się wina, a organizatorzy zapewnili lampkę szampana. Było zimno jak cholera, więc odliczyliśmy te dziesięć sekund, łyknęliśmy sampana, popatrzyliśmy chwilę na pieniądze wylatujące w powietrze i uciekliśmy do ciepłej sali kinowej na kolejny seans. Nic nie zwiastowało tak cudownego roku.
Na początku 2016 jeszcze biegałem. Byłem też w Holandii i w odwiedzinach w Düsseldorfie. Jadłem smaczne rzeczy, robiłem zdjęcia wnętrz, wpadłem też do Amsterdamu na obrady ekipy Light as feathers. Na przełomie marca i kwietnia kręciliśmy kolejny fragment filmu. O tym można poczytać między innymi tutaj.
Po kilku dniach nagrań, wraz z Kariną i Wiktorią wylecieliśmy do Hiszpanii. Planowany od października, miesięczny wyjazd był cudowną odskocznią od rzeczywistości. Opieka nad trzema stworami - (prawie)czystą przyjemnością. Było raz zimno, raz ciepło, rzadziej mokro, częściej sucho, gwieździście, krwawo i uroczyście. Do tego mieszkaliśmy w skale :)
W maju znów wyskoczyłem do Holandii, zreperować zdruzgotany budżet. Nie miałem innego wyjścia - szykował się wyjazd na ślub Grega i Łukasza, również w Hiszpanii. Będąc tak sobie w tej Holandii wpadłem na pomysł wycieczki autostopowej po Półwyspie Iberyjskim. Długo nie myśląc, dodałem post i znalazłem na fejsbukowej grupie autostopowiczowej dziewczynę, która chciała ze mną jechać. Kupiłem bilety lotnicze w jedną stronę i po tygodniu przygotowań do wyjazdu fruknąłem do Alicante. Historię można przeczytać tutaj i w dalszych postach. Szalona przygoda, którą z chęcią przeżyłbym raz jeszcze.
Jako że praca przy filmie bardzo mi się podoba, stwierdziłem, że to fajny sposób na życie, przed wyjazdem na ślub i dalsze wojaże wysłałem dokumenty do łódzkiej Szkoły Filmowej. Podczas nieobecności w kraju dostałem zaproszenie na egzamin wstępny. Po przylocie z Alicante miałem dwa i pół tygodnia na przygotowanie się - oglądałem kilka filmów dziennie, przerobiłem dwie książki o historii filmu, a w drodze na egzamin Karina opowiadała mi najważniejsze zagadnienia z zarządzania i... tyle. Przed komisją zasiadłem jako trzeci. Posiedziałem, pogadałem i po 45 minutach wyszedłem uśmiechnięty od ucha do ucha. Jak okazało się kilka dni później, przyjęto mnie do grona studentów PSFTViT w Łodzi. Jak mi źle, to pocieszam się, że studiuję w tak prestiżowej szkole ;)
Były wakacje, kolejna część filmu "Light as feathers", tym razem z nowym producentem. Mieliśmy nawet wizytację szefa wszystkich szefów :) Było ciepło i przyjemnie. Był spływ kajakowy, kino plenerowe, urodzinowe niespodzianki i spotkania ze znajomymi. I zostałem ojcem! Tęskno mi trochę za tym latem :)
Po zakończeniu zdjęć, wraz z panną Kariną znów wylecieliśmy, tym razem do Włoch. Neapol, Sorrento, ślub V&M i Rzym + Watykan. Wszystko obejrzeć można odtąd :)
Później była Holandia, Gdański i sesje dwóch zespołów muzycznych, znów "Light as feathers", ponownie z częściowo inną ekipą. Zdjęcia zakończyliśmy w połowie grudnia. Potem był jeszcze Kraków i spotkanie z ekipą z Akademii Fotografii, było wino z Hubciem i Jubym i wystawa absolwentów AF.
Na zakończenie roku Troje Wspaniałych wybiera się do Berlina odwiedzić kolegę z CouchSurfing'u, zjeść kiełbachę z curry i pokręcić się trochę po mieście.
Taki to ten rok był. Spontaniczny, nieprzewidywalny, zaskakująco dobry. Poprzednio życzyłem lepszego roku od poprzedniego. Tym razem zrobię to samo, bo wierzę, że może być jeszcze lepiej.
Zatem: oby 2017 był lepszy od mijającego, 2016.
With love,
R&L.
krwawo?
OdpowiedzUsuńGdańsk był też w miedzyczasie... i morze było :)
Krwawo, bo byki w Hiszpanii :)
UsuńNo był, ale już nie chciałem motać tego zbytnio. Było trochę innych rzeczy, ale rozpisałem te najważniejsze ;)
PS. Brakuje kilku przecinków :-)
OdpowiedzUsuńStandard :D
Usuń