Trzeciego dnia ruszyliśmy w góry z naszą nową Koszalińską rodziną.
Zdobyliśmy tego dnia Tarnicę i weszliśmy na Halicz. Piliśmy wodę prosto z lodowato zimnego źródełka, niemal nie porwało nas na najwyższym szczycie Bieszczad - Tarnicy właśnie. Największą atrakcją dnia był przejazd papamobilem, busikiem elektrycznym jadącym z prędkością - niemal - światła. Czad!
*No dobra, nie milion, ale 39.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz