Zaczęło się.
Jedliśmy kurze łapki.
W China Town.
I inne przysmaki.
Spacerowaliśmy wzdłuż Tamizy.
I piliśmy Guiness'a.
I mimo zmęczenia podróżą, poszliśmy spać po późno, dopiero po północy.
Czasu lokalnego.
O, i w niebie byłem.
Przez chwilę :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz