Łażąc po lokalnych pagórkach zwróciliśmy uwagę na jeden, trochę wyższy.
Stwierdziliśmy, że trza go zdobyć.
Cóż, na realizację nie trzeba było długo czekać :-)
Założyliśmy wygodne ciuchy, wzięliśmy jakieś bluzy, trochę wody, aparat, GoPro, smycze i oczywiście psy (wszystkie trzy!) i ruszyliśmy przed siebie.
Z początku łagodne wzgórze okazało się w miarę godnym przeciwnikiem. Venta Micena, bo o tej górze mowa, rzucała w nas kamieniami, powodowała poślizgi i zmęczenie.
W piątkę daliśmy jej jednak radę (kto jak nie my?). Spoceni, zmachani, rozczochrani dumnie usiedliśmy na szczycie.
Widoki, trza przyznać, zacne. Całkiem zacne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz