W Amsterdamse zabawiłem...
Dziesięć godzin - w tym jedzenie, spacer po mieście, piwo przy kanale i nocleg na lotnisku.
To ostatnie mam już chyba we krwi, bo to nie pierwsza noc spędzona wśród szumu maszyn sprzątających, gadających strażników czy rozweselonych legalną w Holandii maryśką (no dobra, w tym przypadku to pierwsza taka noc i mam nadzieję, że ostatnia).
A to wszystko po niezbyt przyjemnym, dwunastogodzinnym transporcie blablacarem, koszmar :)
Byłem zbyt leniwy by grzebać w spakowanym na styk i ledwo zapiętym plecaku w poszukiwaniu luszczanki, zrobiłem tylko kilka zdjęć telefonem - musicie wybaczyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz