wtorek, 5 czerwca 2018

Light as feathers #83


Gin&tonic po raz n-ty, problemy techniczne i spadające prześcieradło.

Stało się. Light as feathers, nasze (w bólu i nadziei rodzone) dziecko zostało zmontowane. 

Pra-premiera dla członków ekipy odbyła się w lutym. Rosanne wpadła do Polski jak przeciąg, niosąc film na twardym dysku swojego komputera. Tuż przed projekcją okazało się, że bark w nim nie tylko złącza HDMI, ale i VGA, by podłączyć go do projektora. Cóż, kluczyki w dłoń i jazda po najbliższego, działającego laptopa. W międzyczasie goście zaczęli schodzić się do salonu, prześcieradło, które zawisło na ścianie kilka dobrych godzin przed seansem, zdążyło spaść kilka razy (z pomocą przyszła srebrna taśma - może nie było to najelegantsze rozwiązanie, ale liczy się skuteczność, nieprawdaż?), atmosfera generalnie się zagęszczała. Nie ma się co dziwić, nie znam żadnego (nie)aktora, przyzwyczajonego do oglądania siebie na dużym ekranie. W rozładowaniu napięcia pomógł nasz ulubiony drink planowy, Gin&Tonic, jak zawsze niezawodny. Laptop został stosunkowo szybko znaleziony, wszyscy zasiedli wygodnie na czym się dało i w końcu, po prawie 4 latach, mogliśmy wszyscy ujrzeć owoc naszej pracy. Był śmiech i były łzy. Gratulacje, uściski, przybijane piątki.

Tak zakończyła się nasza przygoda z Light as feathers.

Do oficjalnej premiery jeszcze chwila, ale na trailer można już zerknąć, zapraszam.