piątek, 31 sierpnia 2018

Aaaaaaatlanta!

Atlanta znajduje się na liście najczęściej odwiedzanych przez nas miast w Stanach, a wszystko dzięki temu, że znaczna część familii Toma mieszka w mieście lub okolicy. Jest to jedno z ciekawszych miejsc, które do tej pory odwiedziłem, głównie przez swoją architekturę. Nie będę się zbytnio rozpisywał, zostawię tu tylko trochę zdjęć :)
























środa, 29 sierpnia 2018

Pierogi party!

Jako dumny Polak staram się szerzyć naszą kulturę na obczyźnie niczym krzyżowcy wiarę na krucjatach. Tyle tylko, że ja nikogo nie morduję, a upycham jedynie kolejne pierogi do ich gardeł, aż zapiszczą z radości. Tom nazywa je małymi poduszeczkami przyjemności, ja w stu procentach się z nim zgadzam. Cóż jest piękniejszego od mącznego ciasta pełnego węglowodanów i kalorii, wypełnionego po brzegi mięsem albo grzybami, smażonymi z cebulką w pokaźnej ilości tłuszczu? Ano, piękniejsze jest tylko i wyłącznie powyższe menu polane masłem i sowicie posypane skwarkami.

Od przylotu do Seattle do teraz (mam opóźnienie w blogowaniu, w momencie pisania tego posta jest środa, 29 września 2018) ulepiłem pewnie z tysiąc pierogów, albo i lepiej. Przy ilościach powyżej 50 na jedną kolację musimy lepić na zmiany, bo ja się szybko nudzę. W ogóle kuchnia polska jest jakaś taka męcząca. Się człowiek napoci przy gnieceniu i wałkowaniu, a to dopiero początek drogi przez mękę (mąkę, ha, ha, ha). Bo po rozwałkowaniu ciasta wycięte kółeczka piętrzą się wokół, powodując oczopląs i załamanie nerwowe. Wypełnianie pierogów farszem po brzegi i zaplatanie brzegów fajne jest raz do roku, przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy to słucha się Mariah Carey czy Georga Michaela, jest zimno na zewnątrz, ciepło w środku, w domu unosi się zapach choinki i wszyscy się cieszą na myśl świątecznego obżarstwa. A tak to się człowiekowi zwyczajnie nie chce, bo człowiek to nie taśma produkcyjna czy ośmiornica, nie zagniecie, napełni, zagniecie i napełni w jednym momencie. Wtedy zatrudnia się małe azjatyckie rączki, które lepią pierogi szybciej niż Chuck Norris siedzi. I oto jest przepis na przyjęcie na 10 osób przy którym się człowiek zbytnio nie zmęczy. Polecam!






PeeS.
Azjatyckie rączki są tak szybkie, że nie da się ich sfotografować, zatem zamodelował Tom.

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Wędrówki.

Tak sobie wędrujemy po tych górach.
Spokojne spacery na rozgrzewkę przed czymś bardziej wymagającym.
Dla mnie było to otwarcie sezonu, zatem skromne dystanse były bardzo wskazane.
Bo po cóż się pocić, przepocić, ściągać potem robaki i ryzykować zepsute kolana czy ścięgna?








Fot. few shots & Tom

piątek, 24 sierpnia 2018

Jedziemy na wycieczkę!

Lucjan wytrzymał kilkanaście godzin podróży (samochód, samolot, samolot, samochód). 
Stwierdziliśmy, że wytrzyma i cztery w drodze do Winthrop. Nie myliliśmy się ani trochę - uwalił się na kolanach i tylko co jakiś czas zerkał na to, co dzieje się za oknem. Pełen luz.
Na wędrówki go jeszcze nie zabieramy ;)


















Fot. fewshots & Tom

czwartek, 23 sierpnia 2018

Hello Seattle!

Stało się, przeprowadziłem się.
W ciągu zaledwie kilku miesięcy znaleźliśmy szkołę do której aplikowałem i zostałem zaakceptowany.
Kupiliśmy bilety.
Dostałem wizę studencką na 5 lat.
Zrezygnowałem z pracy.
Przyspieszyłem egzaminy na filmówce.
22 maja odleciałem z Warszawy.
Odleciałem z Luckiem pod nogami.

W Seattle wylądowałem o 11:30, zgodnie z planem. Po bardzo szybkiej, sprawnej i bezproblemowej kontroli granicznej wsiadłem do kolejki wożącej ludzi między terminalami i pojechałem w Nieznane. Nieznane nie było takie straszne w sumie. Chyba za wiele o tym wcześniej nie myślałem, bo gdybym myślał to albo bym zwariował, albo nie poleciał. W tym całym Nieznanym czekał na mnie T.

No i zaczęła się przygoda życia.




Wątek podróży i całego procesu rozwinę kiedyś jeszcze w innym poście. Ten jest taki "na rozpęd"* :)

*Wybaczcie cudzysłów, mój komputer dał się zamerykanizować i buntuje się przy stawianiu polskiej wersji.