sobota, 24 października 2015

Hello.






Hello, it's me, I was wondering
If after all these years you'd like to meet to go over everything
They say that time's supposed to heal, yeah
But I ain't done much healing
Hello, can you hear me?
I'm in California dreaming about who we used to be
When we were younger and free
I've forgotten how it felt before the world fell at our feet
There's such a difference between us
And a million miles.


poniedziałek, 12 października 2015

*Je się nią.

Jesień to moje ulubiona pora roku.
Zaraz obok lata. I wiosny. I zimy w sumie też.
I tak sobie łazimy w te pory roku.
Do lasu, bo lasy to my lubimy.
I chaszcze lubimy.
Niektórzy nie lubią tylko drewnianych wież widokowych.
Ich (a w sumie jej) strata ;-)














*Co ma wspólnego łyżka z jesienią?
;-)


Bo taki będzie mój dom.





A jeśli dom będę miał,
To będzie bukowy koniecznie,
Pachnący i słoneczny.
Wieczorem usiądę - wiatr gra,
A zegar na ścianie gwarzy (...)


Gdy głosy usłyszę u drzwi
Czyjekolwiek, wejdźcie, poproszę
Jestem zbieraczem głosów,
A dom mój bardzo lubi, gdy
Śmiech ściany mu rozjaśnia
I gędźby lubi pieśni.
Wpadnijcie na parę chwil
Kiedy los was zawiedzie w te strony,
Bo dom mój otworem stoi
Dla takich jak wy.


Zaproszę dzień i noc,
Zaproszę cztery wiatry.
Dla wszystkich drzwi otwarte,
Ktoś poda pierwszy ton,
Zagramy na góry koncert.
Buków porą pachnącą
Nasiąkną ściany grą,
A zmęczonym wędrownikom
Odpocząć pozwolą muzyką,
Bo taki będzie mój dom.

Bo zawsze mi po drodze.

Wszędzie :-)
Zatem i do Katowic jakoś tak po drodze mi było z tego Eindhoven...
Dokładniej Knurów, Śląsk.
Ostatnia okazja by spędzić czasu trochę z Anią, spotkać się z jej cudownymi rodzicami, razem zjeść, wypić, pojeździć na rowerach i popracować nad jakimiś zdjęciowymi wypocinami.
Fajnie byo!







PeeS.
Kocham śląską gościnność ;-)



sobota, 10 października 2015

PLDENL.

Holandia i Niemcy w tydzień.
Nie wiem, czy to bardziej praca, czy nie czasem sport.
Stosunek przepracowanych godzin do czasu wolnego - 1:4.
Sport. Zdecydowanie.
126 godzin wypełniłem snem (oczywiście), spacerami, snem, jedzeniem (oczywiście), snem, jedzeniem, pracą przy komputerze, snem, robieniem pierogów, snem, jedzeniem bigosu, łażeniem po centrum miasta, jedzeniem okropnych, holenderskich słodyczy i spędzaniem wieczorów w doborowym towarzystwie.
I snem i jedzeniem.
Pierogi wyszły średnie, choć i tak o niebo lepsze niż w ostatnią Wigilię w Krakowie, klik. Pierogowe wsady zrobiliśmy z mięsem, pieczarkami i łososiem - do wyboru, do koloru. Łososiowe zdecydowanie pokonały konkurencję, choć mięso i grzyby deptały im po piętach (czy brzegach, jak kto woli). A tempo parowania bigosu z babcinych słoików było prawie tak szybkie, jak strzała wystrzelona przez Tyriona Lannistera we własnego ojca - promowanie naszej kuchni za granicą uważam zatem za bardzo udane ;-)
Stała się w czasie tego tygodnia, niestety, tragedia.
Moja piękna, limonkowa walizka podróżna straciła koło.
Niby nic strasznego, bo jedno z czterech możliwych do zamiany; jednak wraz z kołem urwał się spory kawał samej walizki, co uniemożliwiło transport mego bagażu na jakąkolwiek odległość (no, chyba, że komuś się strasznie nudzi i ma pokłady niewykorzystanej siły. Wtedy może ją nosić. 23 kilogramy nieporęcznego plastiku, oddam w dobre ręce. Tylko wypadające skarpetki musi zbierać, ot co). Ale! Kiedyś wspomniałem, że mam szczęście do ludzi. Mam też szczęście do ludzi, którzy wiedzą gdzie są wyprzedaże! A wszyscy wiedzą jak ja kocham wyprzedaże. I promocje. I z takiej wyprzedaży (ponad 70%chyba) pochodzi moja brand-nju walizka PRINCESS (nie, nie jest różowa ;-)).














Bo wszyscy jesteśmy normalni.




No, prawie ;-)

środa, 7 października 2015

If I lose myself, I lose it all.




I'm ready to face it all.


18.

Nasza rodzinna wyprawa do licheńskiej ziemi śfiętej osiągnęła pełnoletność.
Może już kupować piwo i fajki.

Licheń to zdecydowanie nie moja bajka, wszystko przytłacza wielkością.
Nawet gołębie są jakieś takie duże i białe ;-)

Najbardziej podobało mi się oczywiście na stołówce, gdzie z wielką chęcią wciągnąłem wielkiego schaboszczaka z dwiema kulkami ziemniaków i jedną kuleczką buraków.
I wszyscy byli szczęśliwi :-)













Zagranico.

Trzy tygodnie zagranico zleciały jak trzy dni.
Mimo przepracowanej niemal połowy doby wyskakiwałem na miasto; Kaaji, Domek Wróżki, propagowanie polskiej kuchni polskiej gospodyni u indonezyjskiej gospodyni w Holandii, przechadzki i przejażdżki, poznawanie nowych ludziów.
W ten sposób da się jakoś to wszystko znieść :-)



Mam w życiu szczęście do ludzi.
To dużo więcej niż samo szczęście.