środa, 31 lipca 2013

201/365

Mój komputer ma jakiś problem.
Nie wiem, o co chodzi, ale notorycznie rozłącza mi Internet. Mimo ikonki 'Dostęp do Internetu' tego dostępu brak.
I nie pomagają prośby i groźby.  Ani restartowanie. Nie dociera.
I jestem zmuszony pisać z telefonu...

Dziś poszedłem na Recruitment day do nowej pracy. Przyszło koło 10 osób, oczywiście bez polaków się nie obyło. Mieliśmy spotkanie ogólne, rozmowe kwalifokacyjną i dwa zadania do wykonania w grupach. Zadanie pierwsze to stworzenie wieży z gazet, na której czubku miała stanąć i utrzymać się musztarda. Srugie zadanie - stworzyć kreację dla Kate, z materiałów recyklingowych. Dali nam worki na śmieci, pierdółki I do roboty ;-)
W obu konkurencjach zwyciężyła drużyna, której byłem członkiem ;-)
Miłe doświadczenie.
I ludzie spoko.
A pracę zaczynam w sobotę :-)

wtorek, 30 lipca 2013

200/365

Dwusetny post przypada na moją przeprowadzkę w nowe miejsce.

Przerwy w odbiorze Internetu przez mój komputer.
Zatem: przeniosłem się w nowe miejsce, z nowymi ludźmi i nowym otoczeniem.
Miejsce jest bardzo, bardzo spokojne.
Sąsiedztwo - cóż - strzeżona posesja z wejściem na kartę, wysokim ogrodzeniem, wcale nietanimi autami na parkingach - to jest coś ;-)
Pogranicze 3 i 4 strefy, dobre połączenie transportem miejskim czyni to mieszkanie dość wyjątkowym.
Nie mam w nim zasięgu telefonicznego (jesteśmy częściowo pod ziemią), ale to nic :-)
I czas zacząć normalnie funkcjonować ;-)

O, i w środę się wybieram na 'We will rock you' do teatru Domino.
(Taka wiadomość z ostatniej chwili ;-))


poniedziałek, 29 lipca 2013

199/365

Sebastião Salgado.
Genesis.
National History Museum.
Wystawa, która zostanie na długo w mojej pamięci, zrobiła na mnie duże wrażenie.
Nie wiem, czy muszę owego pana przedstawiać.
Wystarczy wpisać w google.
Nie mam niestety żadnych zdjęć z samej wystawy, zabronione było fotografowanie.



niedziela, 28 lipca 2013

198/365

Pracujemy nad zdjęciami.
Idzie to jak krew z nosa.
A wypadałoby to oddać jak najszybciej.
I siedzimy do nocy. I jeszcze posiedzimy.
Coś tam w tle sobie gra, ja się wkurzam na mój turbo-komputer, spoko jest.



sobota, 27 lipca 2013

197/365

26.07.2013

Praca jest, powiem Wam, wyczerpująca.
Wychodzę do niej po 16, wracam koło 3:30.
A wczoraj pracowałem bez żadnej przerwy, a co! :-)
I, broń Boże, nie narzekam!
Ale do domu wracam padnięty.

Moja ulubiona lodówka.



czwartek, 25 lipca 2013

196/365

Boże, jaki zapi***ol.
Na szczęście jest 20 minut przerwy :-)



195/365

Aż mi się nie chce wierzyć, że to już 195 post.
Jestem już w drugiej połowie.
Po raz kolejny przekonałem się, jak szybko leci czas :-)

Roznoszenia/rozsyłania CV ciąg dalszy.
Może ktoś zadzwoni i zaoferuje lepszą pracę?
Fingers crossed.
Póki co trza było zainwestować w strój roboczy.
Czarne buty, czarne spodnie, czarna koszula.
Wszystko w Primark'u, całe £22.


środa, 24 lipca 2013

194/365

Dzień wahań nastrojów.
Szukanie 'pewnej' pracy.
Informacje, że 'ups... pracy (która była niemal pewna) ni ma'.
Stres związany z mieszkaniem (właściciel narzucił warunek stałego zatrudnienia przed możliwością przeniesienia się do pokoju, który udostępnia).
Roznoszenie CV gdziekolwiek się da. Bary, restauracje, puby, nawet sklep z bielizną w SOHO (chyba nie muszę tego tłumaczyć) ;-)
Robiąc rekonesans na temat pracy technika weterynarii okazało się, że należy być zarejestrowanym w RCVS (koszt kilkuset funtów).
Zatem zrobiło się ciut nerwowo, tym bardziej, że musiałem dać I. (włąścicielowi mieszkania) znać już dziś, co z pracą.
Ale.
Głupi ma szczęście.
Zaniosłem moje skromne CV do zatłoczonego pubu.
Wziął je jakiś gość, powiedział, że przekaże menadżerce.
Ja oczywiście straciłem wszelkie nadzieje na happy end.
Doszliśmy ledwo za róg, gdy nagle mój telefon zaczął namiętnie wibrować.
- Hej, mam dla Ciebie pracę, czwartek na piątą pasuje?
- Jak nigdy wcześniej!
Oczywiście cofnęliśmy się, by ustalić szczegóły, co i jak, ale na wstęp już coś jest.
Trza oczywiście jeszcze zaczekać na ewentualny odzew innych potencjalnych pracodawców.
Ale - póki co - w czwartek zaczynam nową robotę!
;-)

Dziś wspomnienie z Strumble Head, Zenit.





wtorek, 23 lipca 2013

193/365

Pierwszy deszcz od czasu mojego przyjazdu.
Przyozdobiony nagłymi rozbłyskami światła.
Cudnie poczuć deszcz na swojej skórze po tak długiej fali upałów.
Tu, w mieście, między wielkimi budynkami strasznie daje się we znaki.
Człowiek się może ugotować, każdy podmuch wiatru, nawet ten najmniejszy jest na wagę złota.

Dziś byliśmy zobaczyć pokój.
£69 za tydzień, ~£350 m-c.
Świetna cena, do tego samo mieszkanie świetne.
Nowoczesne, przestronne, przyjemne.
Jest czyściutkie, urządzone dość minimalistycznie, wszystko jednak na plus.
Okolica spokojna, wiele parków dookoła, cały kompleks mieszkań jest ogrodzony, sprawia wrażenie bezpiecznego.
Mam nadzieję, że I. zaakceptuje moją kandydaturę.
Niestety, było kilku innych człowieków, którzy chcą wynająć owy pokój.
Czymajcie kciuki.

B(rz)ydgoszcz.


niedziela, 21 lipca 2013

192/365

BBQ-ujemy się.

23.07.2013

Wywołałem trzy rolki z Zenita.
Nie są to arcydzieła, ale wszystkie są poprawnie naświetlone.
No, prawie wszystkie.
W każdym bądź razie, efekt jest zadowalający, myślę, że mogę się skupić na analogu.
Te lepszejsze dodam tu na pewno :-)
Na początek - wcale nie taka brzydka B(rz)ydgoszcz.



191/365

Ostatnio się trochę obijałem z prowadzeniem bloga.
Mogę się usprawiedliwić jedynie brakiem Internetu w Walii.
Nadrobiłem, teraz postaram się prowadzić go z dnia na dzień.

Pracujemy nad zdjęciami.
Proces idzie bardzo powoli, na każdym zdjęciu prostujemy perspektywę, stawiamy do piony walące się ściany, doświetlamy części kadru, czyli robimy wszystko to, czego nie mogliśmy osiągnąć podczas samego fotografowania pomieszczeń.
Mamy do obrobienia wiele domków, za sobą mamy dopiero niecałe dwa.
Podejrzewam, że zajmie nam to kilka najbliższych dni.

Wspomnienie.
Strumble Head.
By Ania.


sobota, 20 lipca 2013

190/365

Pracujemy.
Siedzimy przed komputerami i obrabiamy zdjęcia.
Trochę ich jest, 10821.
Jednym słowem: mnóstwo.
I trza zrobić selekcję.
Jest ich tak dużo dlatego, że robiliśmy kilka ekspozycji jednego ujęcia, by mieć pewność zachowania wszystkich szczegółów.
No i się trochę ich uzbierało.
Oprócz tego, zaniosłem do wywołania trzy Zenitowe filmy. Strach się bać, jak zdjęcia wyglądają.
No, i byłem w banku założyć sobie konto.
Całkiem sam! ;-)

Wracam do roboty, ciao!


piątek, 19 lipca 2013

189/365

18.07.2013

Znów w Londynie.
W cywilizowanym świecie.
Jest zasięg, są ludzie.
Byliśmy na koncercie w niedużym klubie.
Niesamowite jest to, ilu ludzi można poznać w jeden wieczór.
Było cudnie.




188/365

17.07.2013

Powrót do Londynu.
Pobudka o 5:40, by dopracować niektóre kadry, sfotografować domek z zewnątrz, pakowanie i jazda do Bath.
Niezwykłe miasto, piękne.
Warto się tam wybrać.
Stamtąd wypożyczyliśmy Strzałę.
Nasze czerwone Mitsubishi Mirage spisało się wyśmienicie.
Mieliśmy jeden mały wypadek/przypadek - Sophie, nasza nawigacja, poprowadziła nas przez strasznie dziurawą drogę, dziurawą jak szwajcarski ser. W sumie była to wielka dziura wypełniona małą ilością asfaltu :-)
Przytarliśmy dość mocno spodem, jednak Strzała była twarda, nic jej nie było.
Oczywiście później zostało nam to wynagrodzone niesamowitymi widokami.
Jak mówiłem przed wyjazdem - niezapomnianymi.



187/365

16.07.2013

To już ostatni dzień w Walii.
Jutro - kierunek Londyn.
Rozstanie ze Strzałą.
Ale, póki co - czas wziąć się do roboty.
Po pracy czeka na nas jacuzzi i białe wino.
Ulibiam.




186/365

15.07.2013

Przenieśliśmy się do kolejnego domku.
Starry młyn, przerobiony na miły i ciepły domek.
Był stół do bilarda!
Tośmy sobie pograli!
Nie wiedziałem nawet, jak to może być fajne. Grałem wcześniej, ale nigdy nie sprawiło mi takiej radości :-)



niedziela, 14 lipca 2013

185/365

Jesteśmy w kolejnym domku.
Robimy zdjęcia. Całymi dniami.
Nie mam pojęcia, kiedy je obrobimy.
Mamy ich już koło 8 tysięcy.
A jeszcze 2,5 domku do sfotografowania!

Dziś rano wstałem, by zobaczyć wschód słońca w dolinie.
To było najlepsze, co zrobiłem podczas całego wyjazdu.
Nie mam za dużo zdjęć. Nie po to tam poszedłem.
Nie wyobrażałem sobie, jak bardzo była mi potrzebna rozmowa z własną osobą.
Rozliczenie się z pewnymi sprawami, dotąd nie dającymi mi spokoju.
Oczyszczenie duszy. Katharsis.


184/365

13.07.2013

Jesteśmy w najbardziej urokliwym miejscu z całej wyprawy.
Domki położone są w pięknej dolinie, panowie hodują konie, kury, kaczki i inny zwierzyniec, wszystko krąży po całej posesji, a mimo to jest czystko i schludnie.
Myślę, że mamuśka pozazdrościłaby takiego porządku w obejściu.
Tym bardziej, że ogród usłany jest cudownie miękką zieloną trawą i niezliczoną ilością kwiatów i krzewów.
Co do doliny - jeśli wspiąć się na szczyt - widok zapiera dech w piersiach.
Wybraliśmy się z A. na spacer, myślę, że wspomnienia zostaną na długo.





183/365

12.06.2013

Jesteśmy w kolejnym domku.
A w sumie w domkach.
Bo... Każde z nas ma swoją chałupkę.
Mój domek był niegdyś piekarnią i kuchnią na tym dworze, Ania zaś śpi, uwaga, uwaga...
W kaplicy.
Niegdyś kaplicy, teraz jest to uroczy domek z nowoczesną kuchnią, ciekawą sypialnią i dużym salonem.
Całe dwór ma dość dużą powierzchnię, właściciele są miłymi i otwartymi ludźmi :-)
Mają dwa konie, dwa psy, ciekawskie kury i skrzeczące kaczki.
Nie... Kury to są w sumie bezczelne. Podczas obiadu jedna taka przyszła sobie w odwiedziny. Łaziła koło moich nóg, właziła pod stół, dziubała tu i ówdzie, ZUPEŁNIE nie zważając na nas ;-)

Poza tym jest miło.
Cudowna przygoda.
Ponad 500 przejechanych mil, ponad 5000 zdjęć.
Będzie co wybierać i co obrabiać.
I właśnie się za to zabieram.


czwartek, 11 lipca 2013

182/365

Bez zasięgu i Internetu.
Wpadliśmy jednak do miasta, zatem złapaliśmy sygnał.
Jesteśmy w pięknym miejscu: cisza, spokój i... Owce :-)
Gdzie okiem nie sięgnął.
Pięknie jest.
I cudnie.
Mychalsky miała rację.
I Gregowsky też.

181/365

Post z wczoraj:

Pozbawiony zasięgu.
Mimo to szczęśliwy.
Spędzę dwa dni w najpiękniejszym jak dotąd domku.

I takie mamy widoki!

wtorek, 9 lipca 2013

180/365

Jesteśmy w kolejnym domku.
Nie jest już tak piękny jak pozostałe, które odwiedziliśmy.
Ale my stworzymy zdjęcia, na których będzie wyglądał cudnie :-)

Nie to jest jednak najważniejsze.
Najważniejsza jest dzisiejsza podróż.
Z Blaengors Airstream do Cae Nant Melyn.
Z domku do domku w sumie ;-)
Jechaliśmy okrężną trasą, przez nadmorskie miasteczko Aberystwyth i góry, których nazwy nie pamiętam.
Niemniej jednak dzisiejsze krajobrazy zostaną na długo w mojej pamięci.
Na zawsze.
Niestety telefon mi padł, nie mam zdjęć z gór (mam je na dysku, ale nie mamy tu wi-fi i nie dodam tego dziś), ale mam kilka znad morza.

180/365

Walijskie drogi ni są łatwe do rozszyfrowania.
Dziś się o tum przekonaliśmy.
Nie dość, że mieliśmy godzinę poślizgu (z założonego przez nas czasu), to jeszcze nie wiedzieliśmy jak dojechać do danych domków.
Kod pocztowy prowadził nas do pewnego punktu, a później - du*a.
Mieliśmy notatki od Spot, ale nie zawsze były dla nas wystarczająco czytelne.
I daliśmy ciała.
I do jednego domku nie zdążyliśmy dojechać, zanim dojechali goście.
Ale to nic - tak nam powiedziała Spot.
Spotkaliśmy się dziś na kolacji (nieziemskiej!) z właścicielami domków, którym robiliśmy dziś -  i będziemy robić jutro - zdjęcia, oraz ze Spot i Charlie'm.
Spędziliśmy niesamowity wieczór.
Ludzie są tutaj cudowni!
Zero uprzedzeń, po prostu serce na dłoni :-)
A dziś śpimy w przyczepie!


179/365

Piękne widoki po raz kolejny.
I stos zdjęć do obróbki.
Niemniej jednak tak mogę pracować.
Fotografia wnętrz jest wręcz niezwykła!
A po zdjęciach, które skończyliśmy - bagatela - o 23:30, ruszyliśmy po raz drugi na wybrzeże, by sfotografować latarnię po zmroku.
Przepięknie.
Aż brak słów, by to opisać.



sobota, 6 lipca 2013

178/365

Szybki post, póki mam zasięg. 
Jest pięknie. 
Cudnie. 
Zdjęcia później. 
Jak jakiś normalny zasięg złapię.

Jest Internet!