poniedziałek, 28 kwietnia 2014

sobota, 26 kwietnia 2014

środa, 16 kwietnia 2014

Cirque du Soleil.
Poczciwy kebab.
Gazowe lampy.
Wieża bazyliki, na którą wchodzi się tylko raz.
Plac Grunwaldzki.
Bułka z masłem.
Krasnale.
Kot w antykwariacie.
To to, co pamiętam z pierwszej wycieczki do Wrocławia, znaczy pozytywne.
Bo o tych gorszych rzeczach nie będę pisał, po co sobie je utrwalać :-)





















środa, 9 kwietnia 2014

środa, 2 kwietnia 2014

Tak się składa, że jakiś miesiąc temu otworzyliśmy sezon na pieczenie kiełbachy na otwartej przestrzeni.
Powstaje u mnie jakby tradycja, owo rytualne pieczenie kiełbachy.
Wpierw samotnie lub w stadzie ruszamy na poszukiwanie chrustu. Siekierka w ręku, pod pachą mały pieniek, coby wyżywanie się na drewnie szło efektywniej. Prawdę powiedziawszy, to dobry sposób na odreagowanie stresów całego tygodnia. Ale do rzeczy. Rąbanie na pieńku to dopiero początek. Należy bowiem przewieźć zebrany opał w miejsce, w którym dany rytuał odbywać się będzie. Zazwyczaj używamy jednokołowego pojazdu, na które nie wymagane jest prawo jazdy, a mianowicie taczki. Można także użyć swoich kończyn, wszystkich czterech: te dolne robią jako kółka, a górne mają za zadanie schwycenie porąbanych gałęzi. Jest to jednak mało efektywne a efektowne wcale. Należy jednak pamiętać, że w ruch wprawiamy się sami, przebierając kończynami dolnymi, tak jak w codziennym życiu. Niestety, nawet prosząc kogoś, o popchnięcie, spełznie to na niczym.
Wracając jednak do rytuału: po dostarczeniu chrustu na wcześniej wybrane miejsce należy wyznaczyć osobę, której zdolności manualne są najlepsze. Stos bowiem, dzięki któremu będziemy mogli upiec kiełbachę należy sporządzić z wielką precyzją i kunsztem. Nie wolno zapomnieć, z jakich warstw owy Stos się składa. Spód wypełnić należy materiałami łatwopalnymi. Nie, nie benzyną, moją sugestią jest papier. Może to być siano z portfela kochanka lub słoma z własnych butów. Na serce naszego stosu należy ułożyć drobne gałązki, na nie co raz to grubsze i grubsze. Pamiętać trzeba, że na gałęziach grubości nadgarstka możemy zakończyć. Całe drzewa zbyt dobrze się nie palą. Największym sekretem Stosu jest jego odpowiedni kształt: stożek. Można próbować nowatorskich sposobów, jednak do rytualnego pieczenia kiełbachy z pewnością wówczas nie dojdzie.
Stos jest już gotowy, czas na przygotowanie miejsc dla czcicieli. Można ułożyć siedziska zwane krzesłami, sofami, fotelami, lub położyć zwykły koc. Ważne, by stworzyć okrąg. Daje on poczucie jedności i bliskości. Dodaje mocy.
Gdy wszystko gotowe, wyznaczyć powinno się czciciela-palacza, utrzymującego Płomień. Jego zadaniem jest sumienne dokładanie zebranego wcześniej chrustu do płonącego już Stosu.
Teraz można przynieść Ogień do serca Stosu. Jeśli Stos stworzony był z należytym szacunkiem i starannością, Płomień zatańczy na porąbanym drewnie. Dgy Ogień powoli przygasa, można przystąpić do kulminacyjnego momentu całego rytuału. Na przygotowane wcześniej wierzbowe dzidy nabijamy kiełbachę od sklepowej z wąsem. Moc okręgu da czcicielowi wiedzę, kiedy należy przerwać pieczenie i przystąpić do uczty dla ciała. Można uraczyć się kiełbachą.
Zazwyczaj czciciele raczą się jeszcze napojami, często alkoholowymi. Nie jest to błąd. Wręcz wzorowe zachowanie.