poniedziałek, 1 września 2014




















Jak co roku,  rodzina W. wybrała się rowerowo do Lichenia. 
Towarzyszyła nam w tym roku lady Mychalsky. 
Było to dnia 31.08 roku bieżącego.
17. raz już.
Przyznać trza, że cała piątka dała radę.
Droga super, pogoda też.
Ino Licheńskie klimaty jakoś do mnie nie przemawiają. Pominę temat ludzi patrzących się na nas (szczególnie na mnie i Rudą) jak na kosmitów. Bazylika to jeden z najokropniejszych budynków ever. Inaczej mogli spożytkować tę kasę, ale nieważne. Taka tam, maszynka do robienia piniendzy, ot co.


2 komentarze: