sobota, 22 czerwca 2013

164/365

[...] nic nie jest stra­cone, jeżeli ma się do­syć od­wa­gi, aby twier­dzić, że wszys­tko jest stra­cone i że trze­ba zaczy­nać od ze­ra [...]. 

Julio Cortázar


Nie wiem, czy wszystko stracone, ale na pewnych obszarach mojego skromnego żywota pewnie tak. Nie wszystko poszło po mojej myśli. Nie wszystko ułożyło się tak, jak ja bym sobie życzył. Po prostu los nie szedł w parze z moimi (niektórymi) planami, marzeniami. Nie mam oczywiście do niego [losu] żadnych pretensji, pewnie wie, co robi. Ja mam taką nadzieję. I trzymam kciuki, że nie zwiedzie mnie na manowce. Cóż, prawdę mówiąc, wiele jest przykładów, gdzie Los (uosobnijmy go), dał mi drugą szansę. Nie licząc już wypadku, gdzie miałem więcej szczęścia niż rozumu. Począwszy od technikum, na które trafiłem przypadkowo - jakoś się dostałem. Idąc tym tropem dochodzimy do matury - mógłbym zdać chemię (nie wiem, czy można to na owy Los zrzucić), ale w sumie sprawił, że trafiła nam się jedna z najtrudniejszych w historii tzw. nowej matury. I pewnie byłbym we Wrocławiu, studiując Medycynę Weterynaryjną. Ale tak się nie stało. Pojawił się wówczas problem w postaci "i co dalej?". I tu znów Los chciał, że rzutem na taśmę, na ostatni dzwonek, złożyłem MARNE portfolio do AF-u i się dostałem. Tam poznałem wspaniałych ludzi, mam cudowne wspomnienia. Los sprawił, że w okresie wielkanocnym było w mojej głowie i serduchu (i nie tylko) gorąco. I złączył on mnie z moimi dobrymi, bliskimi już duszyczkami, A. i S. Dzięki pomocy A. lecę do Londynu, sięgam jeszcze dalej, o wiele dalej, niż mógłbym sobie to wyobrazić. Mam szansę rozwinąć skrzydła, zasmakować życia w innym środowisku, pozbawionym uprzedzeń, niezwykłym i - dla mnie - nie odkrytym. S. z kolei to osoba, która wie o mnie wiele. Wiele więcej niż ktokolwiek inny. To moja poduszka, w którą mogę się wypłakać, to moje wino, które mnie rozweseli... Cieszę się, że Los mi ją dał. I A. I całą resztę. Były też przypadki, o których może nie chciałbym wspominać, to sprawa zamknięta, stracona. I B. spisuję na straty. Z bardzo ciężkim sercem. I mam nadzieję, że właśnie tu nic nie jest stracone. Jednak nadzieja matką głupich. Koniec. I basta. C'est la vie, jak mówi S. Życie. 
I teraz, o Losie, prośba do Ciebie. Złap mnie za rękę i poprowadź przez życie (niekoniecznie bezpiecznie, niekoniecznie spokojnie), abym skończył ten żywot myśląc: "Kur*wa, to było zajeb*ste. Chcę jeszcze raz!".

Mam nadzieję, że nie było to zbyt patetyczne.
Jakoś tak się mi to nasunęło.
Wybaczcie moje niezdolności do pisania. 

















2 komentarze:

  1. Strasznie to naiwne. Wiesz... zobrazuję Ci to - w Twoim wieku zrobiłam sobie tatuaż. Miał symbolizować ludzi dla mnie ważnych.
    Studiowałam, skończyłam szkołę średnią.

    Dziś skasowałabym połowę symboli.
    Jest ich 28.
    Zostawiłabym 6.

    Więc to nie jest patetyczne, a jedynie strasznie naiwne.
    Ale jest w tym plus - jesteś normalny, ludzko naiwny i przez to nie boisz się życia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boję się życia. Mam jednak nadzieję, że poprzez odwagę przy podejmowaniu niektórych decyzji, 'ulepszę' je trochę, w jakiś sposób urozmaicę i dodam trochę tej 'niezwykłości'.

    OdpowiedzUsuń