środa, 19 lutego 2014

(nie)Walentynkowo.

Do mnie to 'święto' jakoś nie mówi.
Wydaje mi się, że nie potrzeba żadnych specjalnych dni, by powiedzieć 'kocham', ale to taka tylko moja dygresja.


W 'Walentynki', po całym tygodniu mąk, mój świat wrócił do normy ;-)
Kasia z Heniem wrócili z tygodniowych ferii, podczas których to ja z siostrą zajmowałem się chałupą.
Imperium Kasi rządzi się swoimi prawami, znajduje się tysiące lat świetlnych od cywilizacji, zatem dojazd do pracy (biorąc pod uwagę PKS, które jeździ jak chce i jeszcze kilka razy dziennie ino) wiązał się z wczesną pobudką, rowerem między nogami, a dopiero później fotelem w 'akwarium'.
A powrót w odwrotnej kolejności. 
Noooo, i piec! Oh, ten piec. Zdecydowanie ognia nie pociągam, zapewne i nago również ciężko byłoby go podniecić. Magiem płomienia też nie jestem. Ile się napociłem co by w tyłek ciepło było, tylko mój antyperspirant wie. 
I w związku z nieopisaną radością, jaką przeżywaliśmy na myśl, że normalność jest coraz bliżej, stwierdziliśmy z Dominichą, że z radości upieczemy pizzę. 
No i upiekliśmy.







2 komentarze: