sobota, 18 lipca 2015

Może morze Północne w południe?

Czemu nie!
Po przyjeździe Eryka i najważniejszych dla nas elementach festiwalu filmowego (o czym później) stwierdzilimy, że czas na czilałt.
Zrobiliśmy zakupy, zapakowaliśmy się do ciuchci (Aafke dosiadła się po drodze) i w trzydzieści minut dotarliśmy na wybrzeże. Ciche, w spokojne, z ładną plażą i względnie czystą wodą.
Było żarcie, był szampan, siatkówka i coś na wzór badmintona (ino z drewnianymi paletkami i piłką). Pływanie, opalanie, spanie. Dzień idealny :-)

Przerażały mnie tylko te martwe ptaszydła. Brrrrrr.






































" - Ten pies jest żywy?
- Nieeeee, to pewnie jakaś tandetna rzeźba.
- Pieskuuu! Halooooo! 
- Widzisz, mówiłem, że rzeźba.
-Nieeeee, nie wierzę. Halo, psie, rusz się!
(5 minut później)
-Ha, ruszył się, mówiłam!"

fot. fewshots, Rychu & Ross

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz