piątek, 8 lutego 2013

30/365

"Kochanowo i okolice".
Podobno bardzo śmieszna komedia muzyczna.
Owszem, czasami był zabawnie, ale żeby bardzo?
Młodzi ludzie, grający w zespole deathmetal dostają propozycję wyjazdu w trasę z zespołem Aggresor.
Nie mają jednak wystarczająco samozaparcia i marnują swoją szansę.
Po latach zespół reaktywuje się.
Próby idą słabo, dopóki jednemu z członków udaje się wywalczyć support na lokalnych... Dożynkach.
W związku z tym - kulminacyjnym jak się okazuje - momentem, bohaterowie brną przez szereg przeszkód i wydarzeń "towarzyszących", schodząc na samo dno (wójt gminy Kochankowo ma ich owiniętych wokół palca, zatem chłopcy tańczą, jak wójt zagra).
I występują biedaczki na festynach, grając Marylkę Rodowicz, czy popularny Weekend w rock'owych aranżacjach.
Finał jest dość przewidywalny.
Cała sztuka (o ile można tak to show nazwać) nie jest porywająca.
Nie chcę tu, broń Boże, nikogo sortować w grupy, ale wydaje mi się, że (jak dla mnie) sztuka ta była dość infantylna, prostacka. Mimo to, wielu ludzi bardzo dobrze się bawiło (aktorzy wchodzili w interakcję z publicznością).
Plusem jest to, że aktorzy grali muzykę na żywo.
Minusem jest to, że grali (no, nie liczę jednego z gitarzystów).
Podsumowując:
Gdybym nie miał biletu za półdarmo i miałbym zapłacić pełną cenę (ponad trzy razy większą), myślę, że żałowałbym swoich pieniędzy.

Kładka nad Wisłą.
Szajsung.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz