czwartek, 10 marca 2016

13:20:31

Tyle mniej-więcej trwała nasza podróż.
Tyłki z wyr podnieśliśmy ok. 4.40. To taka bardzo bolesna godzina jest, że łóżko działa jak magnes, taki konkretny. Udało się nam pokonać siłę grawitacji, spakować resztę rzeczy, zjeść śniadanie, zejść go garażu i załadować auto. Wika stoczyła się ze szczytu swej wieży, rycerz zniósł jej bagaż. I ruszyliśmy w drogę. Ok. 5.50.
Droga na lotnisko była spoko. Lot mniej, ale daliśmy radę. Te prawie 4h w samolocie... Tyłek trochę odpadł. Ale! Po wyjściu z samolotu o wszystkim zapomniałem :-) Słoneczko, ciepełko, palmy i te sprawy - miód! Pojechalimy po auto i ruszylimy w drogę. Piękną drogę!















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz