sobota, 6 sierpnia 2016

Light as feathers #35

S03E03

Niespodziewana niespodzianka.

Tak się złożyło, że Rosanne skończyła przedwczoraj (04.08) 29 lat. 
Z tej okazji, wraz z Różą, Ewą (i w sumie całą resztą ekipy) uknuliśmy mini-plan organizacji przyjęcia niespodzianki dla naszej pani reżyser. Jakiś czas temu kupiłem ozdobne chorągiewki, dokupiłem czapeczki, trąbki, świeczki i tort (który przyniosła Ewa, bo mi cukiernię na złość zamknęli) a Róża zrobiła desery, mini-kanapki, dołożyła czapeczek i udostępniła salony. Ewa kupiła alkohol i przytargała nieszczęsny (ale jaki pyszny!) tort, Tessa dowiozła piwo i szampana a moi rodzice i babcie kupili drobne prezenty. Marianne (dziewczyna Ross) poleciła mi kupić kwiaty i wręczyć z pocztówką wideo, przysłaną na mój telefon.

Pomysł był następujący: pani reżyser ćwiczy z chłopakami w Osieczy od 14.00 (Kamilem i Erykiem), dojeżdżam ja z Ewą, niby na dalsze treningi. Ewa wchodzi do domu i zagaduje Ross (która jest w mieszkaniu Róży), a ja z rodzicami przerzucamy wszystko do mieszkania babć, gdzie było już wszystkiego pełno (balonów, deserów i płynów wszelkiej maści). Po powodzeniu tej części misji ruszam na górę, by przywitać się ze wszystkimi i wyciągam Ross i Tessę do sklepu, bo wody nagle brakło. Reszta przyozdabia salony, my wracamy do środka i… niespodzianka!

Tak też się stało. Panna Pel niczego nie podejrzewała, wszystko poszło jak z płatka. Przyjazd z Konina, przemyt, wyjście na zakupy i powrót do przystrojonego salonu Róży. Mina Rosanne była oczywiście bezcenna :)

Zgromadzenie ryknęło Sto lat, złożyło urodzinowe życzenia i rzuciło się na porzeczkowo-nutellowy tort. Przyszła też kolej na szampana (w sumie to nie mam pojęcia, czemu najpierw zjedliśmy tort, ale co tam). Pierwszy udało się otworzyć bez żadnych niepowodzeń z drugim… cóż - efekt zamieszczam na jednym ze zdjęć poniżej. Galaretkowe desery, z jeżynami zebranymi rano (szacun za poświęcenie Róży i jej dzieciaków) piorunem zostały wciągnięte przez nasze żołądki. Kanapki utknęły w przełyku, bo w reszcie przewodu pokarmowego nie było już miejsca.

Pojedzeni i popici goście stopniowo zaczęli znikać, a my ruszyliśmy dupska na spacer po okolicy. Zrobiliśmy jakieś 7 km, jedząc jeżyny, opędzając się od komarów i narzekając na dystans, jaki sobie wybraliśmy. 






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz