poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Light as feathers #37

S03E05

Jazda bez ka-ka-kasku.

Sobota zdecydowanie nie była leniwa. Przed 11.00 spotkaliśmy się na super tajne spotkanie super producentów. Radziliśmy, myśleliśmy, planowaliśmy i jedliśmy, oczywiście. Wpadliśmy na pomysł usmażenia naleśników, który przy jednej, bardzo głębokiej patelni i braku wazówki/chochli czy łopatki okazało się zadaniem ekstremalnym. Tessa dała jednak radę. Piękne, (nie całkiem)kształtne, pulchne i tłuściutkie naleśniki zniknęły w mgnieniu oka (czy jak kto woli, w locie naleśnika) :)

Na 12.00 umówiliśmy się na spotkanie z właścicielem fermy gęsi, w której będziemy kręcić część scen. Poprosiliśmy o demonstrację karmienia, by sprawdzić, w jakich rolach pracowników farmy moglibyśmy obsadzić naszych aktorów. W pakiecie dostaliśmy dodatkowo obchód pomieszczeń gospodarskich z omówieniem ról pracowników, wycieczkę na gęsi basen oraz, co najważniejsze, demonstrację skubania pierza. Rosanne z Tessą stanęły jak wryte, gdy właściciel schwytał jedną gęś i wyrwał jej kilka piórek, a przecież w rzeczywistości wygląda to znacznie gorzej (np. na poduszkę potrzeba ok. 2 kg pierza).

Następnym miejscem na mapie był Rychwał. Pani, która pracuje w sali sportowej obiecała, pomoże nam znaleźć statystów na widownię - jedynym warunkiem był dowóz wydrukowanych zgód na publikację wizerunku. Rosanne w międzyczasie została odeskortowana do Osieczy, gdzie zamknęła się w swoim świecie i przygotowywała scenki rodzajowe. Tymczasem ja i Tessa pocałowaliśmy klamkę sali sportowej - mimo informacji na stronie internetowej, która jasno mówiła, że jest otwarte, sala była zamknięta. Nie pozostało nic innego, jak pojechać do Ewy na kawę :)

Po powrocie na wieś wzięliśmy się do roboty. Rosanne wyznaczyła nam zadania, najpierw na koncentrację, później na rozruszanie starych kości. Medytacja należy do moich ulubionych fragmentów całych spotkań - po kilkunastu minutach czuję się jak nowonarodzony, tylko trochę starszy ;)
Na świeżym powietrzu najpierw naśladowaliśmy swoją podróż przez łąki ogrodzone pastuchami, z mnóstwem strumyków i ścian na swojej powierzchni, takie tam, typowe dla polskich łąk. Cofnęliśmy się też do przedszkola i graliśmy w Raz, dwa, trzy, Babajaga patrzy! i kalambury (ja i Tessa musieliśmy pokazać kradzież łodzi i wypadek kolejki górskiej). Zadawaliśmy też sobie pytania na które mogliśmy odpowiedzieć mówiąc cokolwiek, a reszta ekipy musiała dojść do tego czy kłamiemy, czy nie. Złapaliśmy chwilę oddechu (niektórzy złapali papierosa) i przeszliśmy do ćwiczenia scen.

Eryk zapomiał o urodzinach swojej matki. W ten dzień poszalał z kolegami, wrócił późno do domu i nie złożył matce życzeń. Ewa zaczęła go zagadywać, poirytowana faktem. Młody zaczął się bronić, ta nie dawała za wygraną. Mówiła, że jest jej przykro, że ona pamięta o każdej ważnej dacie. Scenka została zagrana w dwóch wariantach. Na Ewę „obrażalską” i „sympatyczną mamuśkę”. Zabawna wersja wypadła naturalniej, kto zna Ewę, ten dziwić się nie będzie :)
W kolejnym ujęciu Ewa, przyglądając się synowi zmieniającemu koszulkę, wspomina jeden, ważny dla niej dzień w życiu chłopaka. Pewnego dnia Eryk, mający wówczas 10 lat, wrócił ze szkoły dużo wcześniej, zapłakany. Nie wytrzymał do przerwy i zsikał się w spodnie. By koledzy nie widzieli, wymknął się do domu. Ewa uspokajając go, doprowadziła do stanu używalności. Wtedy była jeszcze w stanie go unieść.
Ostatnio we wsi często stoi policja. Główny bohater śmiga wszędzie na skuterze, bo to przecież szybciej. Pewnego popołudnia przychodzi do domu, prosząc matkę o pieniądze. Twierdzi, że chce się złożyć na prezent dla koleżanki. Ewa wyczuwa podstęp, zagaduje i bada syna, czy ten mówi prawdę. Eryk wciąż się wykręca, więc mama pyta w końcu, czy na mandacie za jazdę bez kasku napisane jest „na prezent dla koleżanki”. Zaskoczony pytaniem, chłopak przyznaje matce racje, obiecuje poprawę i że odda pieniądze.










Fot. fewshots & Eryk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz